Wakacyjny czas- czarnogórski klimat.

Moje wakacje trwają. Dziś postanowiłam opisać Wam naszą wizytę w restauracji. Zaczyna się całkiem zwyczajnie. 🙂 Poszłyśmy z Dorotką i oczywiście 4 „grzeczniutkich” dzieci do restauracji LOVAC AZURINA – znanej i polecanej, (istniejącej od 1928r!) by spróbować lokalnych smakołyków. W końcu po tych wszystkich dotychczasowych perypetiach, trochę luksusu strudzonym mamom się należy. 😊

Koncert życzeń.

Zasiadamy do stołu. Po 2min. zaczyna się koncert życzeń: „ja chce pizzę”, „a ja makaron”, „nie, ja też pizzę”, trzecia sugeruje „a może frytki”?, czwarta na to „a ja krewetki”. Szaleństwo, zaczyna się…Po kilku minutach udało się dojść do porozumienia i złożyć zamówienie. Kelnerzy szybko nas obsłużyli, podali gratisowe startery oraz domowa nalewkę – zdegustowałyśmy po łyczku, wszak mamy pod opieką dzieci. 🙂 Zaczynamy rozkoszować się chwilą, 😊 by po kilku sekundach usłyszeć: „mamo, ja chcę siusiu”, „mamo, kiedy będzie jedzenie”,”, „mamo, kiedy pójdziemy do wesołego miasteczka”, „mamo, mogę iść do kotka?”(kotek wygrzewał się na podłodze przy stoliku obok 🙂 ). Po chwili cisza, jedzenie pojawia się na stole, dzieci zaczynają wsuwać, a my delektujemy się owocami morza.

Spokojny obiad.

Mijają kolejne minuty, bez większych ekscesów (czyli jest pięknie!) dziewczyny kończą swoje porcje. Pytają czy mogą odejść od stołu. Poszły do kotka! 🙂 Pola stoi na czele bandy. Na widok każdego zwierzaka raduje się niemiłosiernie, kocha je niezależnie od wielkości i ilości nóg. 🙂 Wymieniamy z Dorotką spojrzenia, pojawiają się lekkie uśmiechy na twarzy – chwilo trwaj!

Jeszcze dobrze nie odetchnęłam a już dobiega do mnie krzyk i płacz. Pola biegnie z dłonią podrapaną przez KOTKA. Tłumaczy, że chciała go tylko pogłaskać a on ją „dziabnął”. Myślę sobie, nie, to się nie dzieje naprawdę… Po reakcji pracowników sądzę, że nie była to pierwsza taka akcja w LOVACU. Kelner zjawia się z preparatem do odkażania. Jeszcze tylko plasterek, który jest lekarstwem na wszystko – oczywiście nawet kropelka krwi nie ukazała się na ranie, ale plasterek musi być. 😉

Manager w akcji.

Gdy udało nam się ogarnąć sytuację nagle wchodzi manager restauracji. Myślę sobie, wywali nas albo powie, że mamy już więcej nie przychodzić. Zmierza w moim kierunku, trzymając telefon w dłoni. Grzecznościowo wstaję z krzesła z zamiarem przeprosin za krzyki. Nie zdążyłam nic powiedzieć. Manager odwraca ekran swojego telefonu w moją stronę i pyta czy ja to ja? 🙂 Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu mówię że tak, JA TO JA. 🙂

Okazało się, że jedna z Was (dzięki, Róża!) otagowala restaurację w swoim komentarzu pod moim postem, przez co Pan manager mnie rozpoznał. Zapytał, czy może zrobić sobie ze mną zdjęcie. 🙂 Ale mi się miło zrobiło. 😊

Mały prezencik.

Na koniec, nie wiem czy to na poprawę humoru dla 2 „samotnych” mam, czy za inne „względy”, dostałam od niego butelkę domowej nalewki w prezencie. Chyba w chwili kryzysu ją otworzę.  😜😜😜 Wiele słyszałam o tym jak szarmanccy są Czarnogórzanie… 😊 Miała być kolacja na białych obrusach, w ciszy i spokoju, a wyszło jak zawsze – w pośpiechu i z drobnymi incydentami. 🙂 Stwierdziłyśmy, że z 4 dzieci, które razem mają siłę huraganu, nie ma co chodzić na salony. 😜

LOVAC AZURINA.

Co do samej restauracji, faktycznie miałyście rację. Jedzenie jest mega pyszne, świeże, duże porcje (!!!), sprawnie podane, a ceny bardzo przystępne. Pełen stół jedzenia i picia dla 2 dorosłych i 4 dzieci a rachunek wyniósł 37 EUR.

Zanim stąd wyjedziemy zamierzamy jeszcze raz odwiedzić LOVAC.  😉

O tym jak zaczęła się podróż i co działo się zanim wsiadłyśmy do samolotu, przeczytasz TUTAJ.